czwartek, 21 lutego 2013

Moje opowieści porodowe

Gdy oczekiwałam pierwszego dziecka (córka Wiki) odczułam , że moja percepcja rozszerza się, wszystkie moje zmysły bardzo się wyostrzyły. Czułam się piękna i spełniona, przestałam się malować, perfumować, odrzucało mnie od chemicznej żywności . Miałam też niesamowitą intuicję, wglądy i sny. W pewnym momencie do moich rąk trafił film Eleny Tonetti-Vladimirovej "Narodziny jakie znamy" oraz książka "Narodziny w nowym świetle. Poród lotosowy". Film i książka zainspirowały mnie, aby rodzić w sposób naturalny i świadomy. Bardzo chciałam urodzić w domu. Jednak, po 12 godzinach odchodzenia wód płodowych, trafiłam do szpitala, nie miałam akcji skurczowej, rodziłam w szpitalu przez kolejne 24 godziny. Odmówiłam przyjęcia oksytocyny, chciałam przeżyć poród bez znieczuleń, jak najbardziej świadomie. Był przy mnie mąż, moja mama została w naszym mieszkaniu modląc się do aniołów o szczęśliwy poród. Dokładnie w momencie, w którym Wiki przyszła na świat, miała wizję, w której z szybkością światła mknie do mnie grupa aniołów, a moje łono i dziecko otacza błękitno-fioletowa spirala i Wiki bezpiecznie wynurza się na świat.

Pomimo mojego szczerego pragnienia urodzenia pierwszego dziecka w domu (lotosowo), urodziłam w szpitalu, odtwarzając podświadomie nasz (mój i mego męża ) wzorzec narodzin, a także nieświadome lęki. W tym, szczególnie dla mnie traumatyczny, moment natychmiastowego przecięcia pępowiny, który odczułam jako akt przemocy, brutalną ingerencję. W momencie przecięcia pępowiny Wika zaczęła płakać, uspokoił ją mój głos [Kamila od dawna pracuje z głosem, śpiewem autentycznym i pięknie dźwięczy na misach tybetańskich]. Po 6 godzinach wypisaliśmy się ze szpitala na własne żądanie, zabierając ze sobą jej placentę, szczęśliwi, że Wika jest już z nami na świecie.

Przygotowując się do drugiego porodu mojego syna Angusa, obydwoje z mężem pojechaliśmy na warsztaty Eleny Tonetti-Vladimirovej, aż do Pragi [Elena opracowała metodę uzdrawiania traumy narodzeniowej Limbic Imprint Re-coding]. Uczestniczyłam także w warsztatach tantry, by uzdrowić swoją seksualność. Otrzymałam także 9 inicjacji Munay-Ki [rytuały szamańskie z Peru]. Przez całą ciążę grałam na gongach, których dźwięki pomagały mi rozpuszczać lęki. Czułam się promiennie i lekko… i tak też rozpoczął się poród Angusa w domu. Zwiastunem porodu był sen, w którym stymulowałam swoje sutki, aby przyśpieszyć falę skurczy…

W tamten przepiękny, niedzielny poranek obudziłam się z wyraźnym skurczem. Wiedziałam, że tego dnia urodzę. Ogarnął mnie niezwykły spokój, którym byłam nawet zdziwiona, całkowite zaufanie i podążanie za instynktem, za sobą. Poprosiłam położne, aby "się nie wtrącały ,dopóki o to nie poproszę", więc usiadły na kanapie w pokoju obok.

Byłam całkowicie skupiona na sobie i dziecku. Angus bardzo harmonijnie ze mną współpracował. Byłam całkowicie świadoma każdego etapu porodu – a każdy był inny, miałam bardzo różnorodny przekrój doznań, emocji, choć wszystkie doświadczenia były bardzo spójne. Czułam, że jest to także proces moich narodzin, mojego uzdrowienia i moment odzyskania mocy. Byłam u siebie i to ja decydowałam co chcę robić i jak, kiedy chcę być z Arturem (mężem) i czuć jego wsparcie, a kiedy chcę być sama i doświadczać swojej mocy i prowadzenia. Podczas porodu towarzyszyły mi taniec, śpiew spontaniczny i dźwięki gongów – czułam, jak mi to pomaga, jak buduje się i wzmacnia moje połączenie ze swą naturą. Przede wszystkim był to moment wyzwolenia i zaufania dzikiej kobiecie we mnie. Tej która zna swoje ciało i moc. Moment połączenia z pierwotną siłą natury, wyzwolenia się z wszelkich zasad, dogmatów społecznych - czysta moc płynąca z Ziemi w połączeniu z prowadzeniem z Nieba.
Gdy przeniosłam się do basenu fala skurczy, które przybliżały mnie do ostatniej fazy porodu, zaczęła narastać. Nagle zrobiło mi się duszno, wyszłam z wody, czułam, że potrzebuję wsparcia kobiet, więc udałam się do położnych. Jedna z nich stanęła za mną - trzymając mnie za biodra i tańcząc ze mną taniec spirali [krążenie biodrami (ang. spiraling) pojawia się, jako element wielu tańców pierwotnych kultur, Elena uważa tę praktykę za jedną z ważniejszych przy naturalnym porodzie], druga stała przede mną tak, że mogłam oprzeć się na jej ramionach przy każdym kolejnym skurczu. Artur grał na gongach... Wtedy wydobyłam z siebie ryk dzikiej kobiety, otwierając pełniej gardło i łono. Czułam, że wszystkie moje przodkinie z linii żeńskiej stoją za mną. Czułam, że jestem w innym wymiarze, a jednocześnie obecna i świadoma – tak, jakbym obserwowała siebie z góry. Uczucie to towarzyszyło mi w ostatniej fazie porodu Angusa, ale i wcześniej, podczas porodu Wiki. Czułam wsparcie wszystkich kobiet, czułam się połączona z pradawną wiedzą. Angusa urodziłam w pozycji kucznej – tak jak indianka. Moja dłoń, pierwsza dotknęła jego głowy. Był to moment przejmującej miłości, radości i ekstazy – zrozumienia i poczucia głębokiego sensu całego procesu. Zalał mnie ogrom wdzięczności, gdy syn znalazł się w mych ramionach... Zaraz potem, gdy odpoczywałam na fotelu z Angusem przy piersi, urodziło się łożysko… nie odcinaliśmy pępowiny.

Czas po porodzie, kiedy Angus był jeszcze połączony z łożyskiem, postrzegałam jako "czas poza czasem" – przestrzeń na dopasowanie się, łagodne przejście i dopełnienie obecności mojego syna w ciele i świecie zewnętrznym. Angus został połączony ze swą placentą i sam wybrał, kiedy jest gotowy świadomie narodzić się do świata. Po 6 dniach odczepił pępowinę swoją nóżką.

Będąc w ciąży z Hugo miałam w jeszcze większą samoświadomość. Kontynuowałam pracę z dźwiękami gongów i mis. Podążałam za swą intuicją. Wiedziałam, jak ważne jest pokochanie i zaakceptowanie swojego ciała, uwolnienie i przetransformowanie bolesnych historii z pamięci komórkowej. W rozbrajaniu kolejnych warstw swojego „ciała bolesnego” pomagała mi tantra i techniki szamańskie. Praca z nagością pozwoliła na oczyszczenie mojej seksualności i czerpania z niej przyjemności, wyzbycie się resztek wstydu i w pełni zaakceptowania mojego ciała jako Świątyni Ducha. Metoda rekodingu odcisku limbicznego pozwoliła mi stworzyć Nową Wizję Narodzin. Spotkałam się także z amerykańską położną "mistrzynią duchowego położnictwa" Iną May Gaskin na warsztacie "Potencjał porodu" w Warszawie, który przypomniał mi, jak ważne podczas porodu są intymność, poczucie bezpieczeństwa, rozluźnienie i całkowite poddanie się procesowi.
Mieszkałam już wtedy na wsi i czułam coraz silniejszy kontakt z naturą. Wiedziałam, jak ważne jest przebywanie w przyrodzie, czułam, że jestem jej nieodłączną częścią. Udało mi się szczęśliwie znaleźć położne, które zgodziły się na przyjęcie porodu domowego i lotosowego - co było dla mnie niemal cudem. Mieszkam teraz na południu Polski, na wsi, daleko od Warszawy, gdzie mieszkałam wcześniej, gdy rodziłam Wikę i Angusa.                                                                                                                
Bardzo ważne w moich doświadczeniach porodowych było podążanie za czymś, co mogę nazwać, swoistym rytmem porodu. Czyli zaufanie procesowi, całkowita akceptacja, uszanowanie i poddanie się Spiralnemu Tańcu Tworzenia. Nie przyśpieszając go, ani nie spowolniając.

Właśnie dzięki takiej postawie totalnej otwartości, miękkości i przyjmując wszystko, co się pojawia – i ból i zmęczenie – mogłam przywitać moje trzecie dziecko, doświadczając potężnej fali rozkoszy... ból przerodził się w doświadczenie orgazmiczne… i tak narodził się mój syn Hugo, wprost do mych rąk, w ciepłej wodzie. Opis porodu Tęczowego Wojownika Hugo znajduje się na moim blogu.

Jak przygotować się do świadomego porodu?

Wszystkie ciąże były dla mnie okazją do głębszego poznania siebie, transformacji i uzdrowienia. Elena mówi, że jest to „przyśpieszony kurs oświecenia”.

Bardzo ważne, dla mnie, w tym czasie, było poświęcenie sobie i dziecku maksimum uwagi i nawiązanie z nim świadomej relacji, już od początku. Ważne jest też, aby siebie samą i swoje ciało obdarzyć czułą, kochającą uwagą. Dzięki temu możliwe jest połączenie się z mądrością ciała i jej zaufanie. Podstawą, by rodzić ekstatycznie, w miłości, w harmonii z naszą pierwotną naturą jest zrzucenie z siebie, tak jak wąż, swojej starej skóry. Czyli, przetransformowanie ograniczających przekonań na temat seksualności, rodzenia. A także rozpoznanie i uwolnienie się od rodzinnych, kulturowych i religijnych wzorców. Warto też uporządkować relacje ze swymi najbliższymi - partnerem, rodzicami, przodkami… tak by płynęła między wami miłość. Ważne jest poczucie bycia kochaną i wspieraną.

Poród to "mistyka w akcji". Pomaga bycie obecnym w swoim ciele, osadzenie się w swoim centrum, połączenie i podążanie za tą częścią siebie, która wie, jak rodzić, pomaga utrzymać odpowiedni poziom energii i koncentracji podczas porodu, a także pozwala utrzymać Świętą Przestrzeń Porodu. Tak naprawdę nie ważne gdzie rodzimy, ważne jest, czy jesteśmy w swojej Świętej Przestrzeni, w swojej Mocy i potrafimy skoncentrować się i poddać niezwykłej sile tego procesu.

Ćwicz i praktykuj wchodzenie w stan głębokiego relaksu. Słuchaj siebie, swojej intuicji, swego ciała, podążaj za tym, co sprawia radość i przyjemność. To dla mnie droga do swego wnętrza.
Trzeba także mieć odwagę, ciekawość i chęć, by poczuć swoje ciało emocjonalne, zajrzeć do swego wnętrza, stłumionych wspomnień i emocji.. i wyrazić wszystko to, co w nas zalega bez oceniania pozwolić temu płynąć… objąć miłością, zintegrować... Z tego miejsca akceptacji zaczyna się uzdrowienie i wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, za swoje szczęście lub nieszczęście.

        Taniec spontaniczny, granie na gongach, misach, bębnie szamańskim, śpiew, masaże, kontakt z naturą, joga, medytacja, praca ze snami, tantra i techniki szamańskie, one pomogły mi i wciąż pomagają w swobodnej ekspresji, uwalnianiu i transformowaniu blokad w moim umyśle i ciele, uzdrawianiu i integracji, w świadomym rodzeniu i życiu.

1 komentarz:

  1. Pierwszy raz czytam nt porodu lotosowego. Piekna historia, pelna mocy, madrosci i samopoznania :) Alez sie ciesze ze sie wkrotce poznamy Kamilo! :) Jola

    OdpowiedzUsuń